sobota, 29 grudnia 2012

Rozdział 2

Jestem przy jeziorku. Nagle podchodzi do mnie jakiś chłopak. Nie widzę jego twarzy. Ma na głowie fullcapa i kaptur. Widzę tylko jego oczy. Są piękne. Jeszcze nigdy takich nie widziałam. Kolor oceanu. Myślałam że w nich zatonę. Chłopak pochyla się lekko nade mną, jego usta są już tak blisko. Nie wiem dlaczego, ale chcę żeby mnie pocałował.
- Jesteś taka piękna - powiedział, zbliżył się jeszcze bardziej i już miał mnie pocałować gdy nagle... usłyszałam krzyk Kate.  Zerwałam się z łóżka i zobaczyłam jak dziewczyna stoi w progu i się śmieje.
- Z czego się śmiejesz pacanie?- powiedziałam i poszłam do łazienki się ogarnąć.
- Haha...gdybyś zobaczyła...hahaha....swoją minę....hahaha, to też byś się śmiała - dziewczyna nie mogła wytrzymać ze śmiechu. Myślałam że zaraz się położy na tej podłodze.
- Jaką minę? O co ci chodzi w ogóle? - zapytałam z głupią miną.
- A że tak zapytam... co ci się śniło? - parsknęła śmiechem po raz kolejny.
- A co cię to obchodzi? Nie twój interes - wystawiłam język.
- Ej no weź. Już nie będę się śmiała...przynajmniej spróbuję - błagała mnie.
- Oj no dobra. Śnił mi się jakiś chłopak. Już miał mnie pocałować... ale nie bo ty musiałaś wybuchnąć śmiechem i mnie obudzić! - powiedziałam oburzona.
- No sorry, nie chciałam. Skąd miałam wiedzieć że coś takiego ci się śni?
- A tak w ogóle to przystojny jakiś? - dodała.
- Nie wiem, nie widziałam jego twarzy bo miał zasłoniętą. Ale miał boskie oczy. W życiu takich nie widziałam. Mowie ci masakra jakaś - rozmarzyłam się.
- Dobra, dobra ubieraj się już. Trzeba iść do sklepu - powiedziała i wyszła z pokoju.

Popatrzyłam za okno. Świeci słoneczko a na termometrze jest 30 stopni. Wiec jest cieplutko. W końcu jest połowa czerwca więc trudno żeby było zimno. Umyłam się, pomalowałam lekko i uczesałam włosy. Ubrałam się w to. Zeszłam na dół, do kuchni. Zrobiłam sobie płatki z mlekiem. Zjadłam, talerz wrzuciłam w zmywarki i wyszłam do tego sklepu. Z uśmiechem na ustach, kroczyłam przez ulice i mijałam ludzi. Po 10 minutach spacerkiem doszłam do jakiegoś supermarketu. Weszłam do niego, wzięłam koszyk i ruszyłam na łowy. Wrzucałam do koszyka wszystko jak leci. Między innymi kilka paczek żelek (o tak, uwielbiam żelki), napoje, warzywa, owoce, detergenty itd. Po godzinie, gdy już wszystko miałam poszłam do kasy i zapłaciłam. Wyszłam ze sklepu z 4 dużymi siatami z zakupami. Szłam ulicą gdy nagle poczułam jak na kogoś wpadam. Przewróciłam się a moje zakupy rozwaliły się po całym chodniku. Popatrzyłam w górę i zobaczyłam chłopaka, który wyciągnął do mnie rękę aby mi pomóc wstać. Złapałam za nią i się podniosłam.
- Nic ci się nie stało? - spytał się mnie ten koleś.
- Nie, wszystko w porządku, tylko z moimi zakupami nie za bardzo - lekko się skrzywiłam.
- Bardzo cie przepraszam, śpieszyłem się i cię nie zauważyłem - powiedział skruszony.
- Nie no spoko, przecież to też moja wina. Nie patrzyłam gdzie idę - posłałam mu uśmiech.
- A tak w ogóle to Max jestem - wyciągnął rękę i się przedstawił. Obserwował moją reakcję. Zdziwiłam się no ale cóż różni są ludzie.
- Alicia, dla znajomych Ciara - uścisnęłam jego rękę.
- To może w ramach przeprosin dasz się zaprosić na kawę a później cię podwiozę do domu. Nie będziesz się męczyła z tymi zakupami. Co ty na to?
- Oczywiście czysto przyjacielsko. Jak by co mam dziewczynę - powiedział i puścił oczko.
- W sumie to nie mam nic do roboty, więc ok.
- No to chodźmy, tam za rogiem jest fajna kawiarnia. Serwują tam pyszne kawy.

Po drodze gadaliśmy sobie. Całkiem fajny ten chłopak, ale nie w moim typie. Weszliśmy do środka i zajęliśmy stolik przy oknie. Podszedł do nas kelner. Złożyliśmy zamówienie i zaczęliśmy rozmawiać.
- No to powiedz mi coś o sobie. Jesteś stąd? - zapytał.
- Nie, dopiero co się tu przeprowadziłam z przyjaciółką. Wcześnie mieszkałam w Chicago.
- No to fajnie. Jak będziesz chciała to mogę cię oprowadzić z moją dziewczyna Michelle trochę po Londynie . Na pewno się polubicie.
- Fajnie. Mi pasuje - uśmiechnęłam się.
Kelner przyniósł nam nasze zamówienia, więc zaczęliśmy pić kawę.
Spojrzałam na zegarek i się przeraziłam. Minęły jakieś 3 godziny odkąd wyszłam z domu. Kate mnie zabije.
- Przepraszam cię Max, ale muszę już lecieć. Przyjaciółka mnie zabije że mnie tak długo nie ma. Miałam iść tylko po zakupy a nie ma mnie już 3 godziny - powiedziałam.
- Ok. Fajnie mi się z tobą gadało. Dasz mi swój numer telefonu?
- Pewnie, daj telefon - wpisałam swój numer i oddałam mu telefon.
- Dobra, to chodź cie podwiozę - uśmiechnął się.
- Mógłbyś, naprawdę? - ucieszyłam się.
- No jasne, to dla mnie żaden problem - puścił oczko.
- W takim razie dzięki.
Max zapłacił za nas i wyszliśmy z kawiarni. Skierowaliśmy się do jego samochodu. Wsiadłam, zapięłam pasy, podałam adres i ruszyliśmy. Po 5 minutach byliśmy pod moim domem.
- Fajny dom - powiedział Max z uśmiechem.
- Dzięki, moja mama go projektowała. Dobra to na razie - przytuliałm go lekko i wyszłam z samochodu.
- No, cześć - poczekał aż wejde do domu i odjechał.

- Już jestem - krzyknęłam na wejściu. Ściągnęłam buty i poszłam do kuchni.
- No wreszcie! Kosmici cie porwali czy co?
- Oj, no straciłam poczucie czasu. Wybaczysz mi? - powiedziałam z udawanym przejęciem.
- No nie wiem, nie wiem czy zasłużyłaś? - zastanawiała się
- Mam żelki - wyszczerzyłam i podsunęłam jej siatki z zakupami.
- No niech ci będzie - rzekła. Tak jak myślałam, dla żelek jest w stanie zrobić wszystko...no prawie wszystko. Wypakowałyśmy wszystko i poszłyśmy do salonu. Włączyliśmy telewizor i szukałyśmy coś ciekawego ale jak na złość nic nie było. Zrezygnowane zostawiłyśmy na jakimś teleturnieju. Po chwili dostałam sms-a.

Cześć, to ja Max. Co słychać?

Hej, nic ciekawego. Nudyyy. Właśnie siedzę i oglądam jakiś nudny teleturniej xD A u ciebie?

Też nic ciekawego. Tak pomyślałem że może ty i Kate byście się ze mną i Michelle wybrały gdzieś na imprezę. Co wy na to?

Jasne. Na imprezę zawsze jesteśmy chętne ;) A kiedy?

No to super. To może przyjedziemy jutro po was gdzieś tak o 16:00? Pasuje wam?

Pewnie. To do zobaczenia. ;)

No na razie ;P


- Z kim ty tak romansujesz? - odezwała się Kate jak zwykle ciekawska.
- Z nikim nie romansuje - powiedziałam z oburzeniem. 
- Na zakupach poznałam takiego Max'a. Fajny koleś. 
- Uuu, no to widzę, grubo zaczęłaś... hahaha
- Gdzie tam, nie w moim typie. Z resztą ma dziewczynę. Właśnie nas zapraszają jutro na imprezę gdzieś na mieście. Zgodziłam się. 
- O to fajnie. W końcu kogoś poznamy. I tak nie ma co robić na razie więc luz. 
- Przyjadą po nas jutro koło 16:00
- Ok. A skąd oni w ogóle wiedzą gdzie mieszkamy? - zapytała ze zdziwieniem. 
- Max podwiózł mnie dzisiaj, żebym się nie męczyła z tymi zakupami. 
- O, no to widzę prawdziwy dżentelmen z niego - puściła oczko. 
- Dobra idę do siebie - wstałam z kanapy i ruszyłam na górę. 

Weszłam na facebooka ale nikogo nie było ze znajomych wiec się wylogowałam. Włączyłam muzykę i zaczęłam czytać książkę. Leniuchowałam tak ze 2 godzinki. Zanim się obejrzałam na zegarku była już 23:00 więc, odłożyłam książkę i poszłam się myć. Czyściutka i pachnąca położyłam się do łóżka i zasnęłam.

________________________________________________

Cześć, już drugi rozdział jest. Trochę się rozpisałam. Będę się starała żeby każdy rozdział był dość długi. Mam już 3 obserwujących. Bardzo się z tego cieszę ;P 
Nuta na dziś: Rihanna - Diamonds





3 komentarze:

  1. No to właśnie zdobyłaś sobie nową czytelniczkę, którą jestem ja ;D
    Też świetnie piszesz, a rozdziały są fantastyczne! <3
    Nie mogę doczekać się kolejnego ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo się z tego faktu cieszę ;P
    Dzięki za komentarz. Nowy rozdział powinnam dodać jeszcze dzisiaj.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń